in ,

„Paragon grozy” za obiad dla synka. „Nie ma to nic wspólnego z inflacją, a raczej z cwaniactwem”

Pani Agata nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyła, ile musi zapłacić za posiłek dla swojego dziecka. Cena zszokowała ją do tego stopnia, że musiała podzielić się swoją historią z innymi. Czy to wina inflacji? Czy może chodzi o coś zupełnie innego?

Obiad dla dziecka

Rosnących cen wprost nie da się nie zauważyć. Do sieci regularnie trafiają „paragony grozy”, szczególnie pochodzące z restauracji z różnych zakątków Polski. Tym razem mamy do czynienia z paragonem z lokalu położonego w miejscowości Chałupy w województwie zachodniopomorskim.

Pani Agata wybrała się tam ze swoim synem do smażalni ryb. Synek poprosił o łososia z frytkami i sałatką. Cena zestawu zwala z nóg.

Warto podkreślić, że kwota, o jakiej mowa wynika z wielkości posiłku i z faktu, że łosoś pochodził z własnego połowu smażalni.

„Dla mnie to jest tzw. paragon grozy. I nie ma to nic wspólnego z inflacją, a raczej z cwaniactwem. Dziecko miało ochotę na rybę nad morzem. Pani postanowiła przygotować… 0,5 kg (!) świeżej ryby dla chłopca. Przyznaję, że cena za kg też powala jak u rybaka i bez pośredników” — żali się pani Agata na Twitterze.

Kobieta musiała zapłacić w smażalni „Przystań Rybacka Chłopy”… 114,42 zł — 98,42 zł za ponad półkilogramowego łososia, 8 zł za frytki i 8 zł za surówkę.

Co o tym sądzisz? Uważasz, że to „paragon grozy”? Daj znać w komentarzu!