„Znikające dziecko” to problem, z którym w Polsce można się spotkać dosyć często. W ostatnich miesiącach doszło do niepokojących wydarzeń, które sprawiły, że na jaw wyszła smutna prawda.
Ze względu na pandemię koronawirusa dzieci musiały przyzwyczaić się do nauczania zdalnego. Dla wielu był to jednak problem – i wcale nie chodzi o zwykłe przestawienie się ze szkolnej ławki na komputer.
Mowa o ,,znikających dzieciach”, które ze względu na swoją sytuację rodzinną, nie mogą normalnie uczestniczyć w toku nauczania. Problem przybiera na sile, co zakończyło się wydaniem opinii w tej sprawie.
Niepokojące wieści o ,,znikających dzieciach”
Od początku pandemii sprawa ,,znikających dzieci” stała się bardzo poważna, o czym możemy przeczytać na Wirtualnej Polsce. Mowa o uczniach, którzy ze względu na swoją sytuację materialną i rodzinną, zostały pozbawione dostępu do nauczania, bo nie mają dostępu do komputera.
Ten problem dotyka naprawdę mnóstwa dzieci. Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce postanowiło przerwać milczenie i opublikowało list otwarty do ministra edukacji narodowej, minister rodziny, pracy i polityki społecznej.
,,Z wielkim niepokojem obserwujemy doniesienia medialne na temat tego, że wiele dzieci od początku pandemii koronawirusa, nie realizuje obowiązku szkolnego, a ich nauczyciele oraz dyrektorzy szkół, do których uczęszczają, nie mają z nimi kontaktu. Te dzieci nie są obecne podczas zdalnych lekcji, nie odrabiają zadań przesyłanych ze szkoły, nie ma z nimi kontaktu telefonicznego ani internetowego. Ich rodzice nie odpowiadają na maile ani telefony. […] Niepokoi nas przede wszystkim brak jasnych wytycznych dla szkół co do sposobów reagowania na tego typu sytuacje oraz sformułowania jasnych ścieżek postępowania umożliwiających sprawdzenie, czy życiu, zdrowiu i bezpieczeństwu dziecka, przebywającemu w warunkach izolacji nic nie zagraża” – czytamy na WP.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski jest zdania, że to nauczyciele powinni reagować, widząc, że ktoś nie uczęszcza w zajęciach i udać się bezpośrednio do domu, w którym mieszka dziecko. Ale czy na pewno?
Anna Choszcz-Sendrowska ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce ma nieco odmienne zdanie.
,,Mamy wrażenie, że ta odpowiedzialność jest rozmyta. Z jednej strony mamy ministerstwo, mamy samorządy, dyrektorów szkół i ośrodki pomocy społecznej. W mojej ocenie to minister powinien wskazać, jak ta ścieżka kontroli powinna wyglądać, szczególnie w tej nowej rzeczywistości, jaką mamy” – mówi Anna Choszcz-Sendrowska ze Stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce w rozmowie z WP, zaznaczając, że ciężko znaleźć z tej sytuacji jakiekolwiek wyjście.