Jedna z mieszkanek Warszawy postanowiła podzielić się sytuacją, która bez wątpienia nie powinna mieć nigdy miejsca. Jej mama została zawieziona do Szpitala Bródnowskiego z podejrzeniem zawału i krwawieniem z głowy spowodowanym zasłabnięciem i upadkiem. To wprost niewiarygodne, jak kobieta została potraktowana i jak udzielana jej była „pomoc”.
Córka nie zamierzała milczeć po tym, co przydarzyło się jej chorej mamie. Postanowiła wszystko zrelacjonować w sieci. Internauci łapią się za głowy. Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami szpitala?
Skandal w szpitalu
Na Facebooku pojawił się długi wpis użytkowniczki – Mai Lachowicz. Opisała w nim, przez co musiała przechodzić jej chora mama w Szpitalu Bródnowskim w Warszawie. Kobieta przyjechała do placówki z silnymi atakami w klatce piersiowej, chronicznym bólem, bólem głowy i dreszczami. To nie pierwszy raz, kiedy mama Mai tak się poczuła. Dotychczas te objawy ustępowały po kilku godzinach – ale nie tym razem.
Użytkowniczka postanowiła poszukać w Internecie informacji, co powinna zrobić w chwili, gdy mama dostaje takiego ataku. Nagle usłyszała za drzwiami huk. Gdy pobiegła zobaczyć, co się stało, zobaczyła swoją mamę leżącą na ziemi i zalaną krwią.
Wiedziała, że nie może dłużej czekać – od razu zadzwoniła po pogotowie. Ratownicy dotarli na miejsce dopiero po 30 minutach, a ich zachowanie pozostawiało wiele do życzenia.
„Mama była ledwo przytomna. Zmierzyli jej ciśnienie, zapytali, czy piła alkohol i czy to jej się wcześniej już zdarzało. Następnie kazali jej się podnieść i położyć na płasko na łóżku! Podniosłam ją, ale nie była w stanie się położyć, ból był nie do zniesienia, nie mogła spokojnie oddychać. Miała silne dreszcze. Powiedzieli, że mogę jej coś podłożyć. Kazali jej się uspokoić i nie trząść tak, bo badanie będzie do wyrzucenia. Jeden z panów ratowników, niezwykle zaangażowany w swoją pracę tak się nonszalancko oparł o lustro, że je rozwalił i nawet nie przeprosił, tylko powiedziała, że następnym razem tu nie przyjdzie (!!!)… Zapowiedział, że muszą ją zabrać na rutynowe badania i szycie. Kazali mamie się ubrać i zabrać ze sobą telefon, żeby sobie zamówiła taksówkę na powrót… Ubrałam mamę i poszli”– opisuje Maya Lachowicz na Facebooku.
Później pojawił się kolejny problem – brak miejsca w szpitalu, który jest prawdziwą zmorą od początku pandemii w Polsce. Gdy ratownicy dotarli z chorą do szpitala, zostawili ją na korytarzu i podkreślili przy tym, że prędko nikt się nią nie zajmie.
„Niewiarygodnie!!! W holu siedziała także kobieta, która przyjechała z podejrzeniem zawału i powiedziała, że czeka już od godziny 12:00 (!!!) Bez jedzenia, bez picia, bez konsultacji. W międzyczasie przywieźli także sędziwego mężczyznę, który przelewał się przez ręce, był siny i słaby, zupełnie nie kontaktował. Ratownicy kazali mu przełożyć się z noszy na łóżku(!). Oczywiście, że tego nie zrobił, więc pani ratownik postanowiła mu w tym „pomóc” i po prostu na to łóżko go zepchnęła. Mężczyzna obrócił się na twarz ,zaczął się dusić. Przez 5 minut, bezczynnie, stało nad nim 5 osób z personelu, zwyczajnie się temu przyglądając…” – relacjonuje mieszkanka Warszawy w swoim wpisie.
Niewydolny system zdrowia zmusił kobiety do ucieczki. Po tym, co zobaczyły, zamówiły taksówkę i pojechały do domu, wiedząc, że na pomoc i tak nie ma co liczyć.
„W kulminacji całej sytuacji przywieziono, brudnego, zalanego w 4 d****y alkoholika, którego od razu bez wahania zabrali – na odział… Mama zebrała resztki sił i uciekła przerażona. Wsiadła do taksówki i pojechała do domu… Strach umierać we własnym kraju!? Od czego jest ZUS?! Czy służba zdrowia nie powinna być nazywana służbą śmierci?!” – kończy swój wpis załamana internautka.