Segregowanie śmieci w naszym kraju nadal dla wielu osób jest ogromnym problemem. Jak czytamy na GazetaPrawna.pl, rząd postanowił, że pora coś zrobić z tymi, którzy nie stosują się do obowiązujących przepisów. Jak się okazuje, niebawem możemy zapłacić krocie.
Ministerstwo Klimatu ma zamiar namierzać tych, którzy nie segregują śmieci. Jak? Dzięki specjalnym kodom i wysokim karom, które przyjdzie zapłacić komuś, kto wyrzuca śmieci jak popadnie. Nowe działania mają na celu wsparcie środowiska.
Nowe restrykcje
Segregacja śmieci nie jest aż tak kłopotliwa dla większości Polaków. Nadal są jednak tacy, którzy nie zamierzają się do niej przekonać. Z pozoru wszystko to jest trudne i czasochłonne. Ci, którzy od dawna segregują odpady, wiedzą już, że to żaden kłopot. Za brak segregacji grożą sankcje – od dwukrotności do czterokrotności stawki podstawowej.
Rząd wpadł na pomysł, jak uporać się z tymi, którzy nie zamierzają przestrzegać restrykcji. Wprowadzone zostaną specjalne kody, które będzie się naklejać na worki. Dzięki temu będzie możliwe zidentyfikowanie tych, którzy unikają wywiązywania się ze swojego obowiązku. Kody kresowe stanowiłyby jednocześnie klucz do śmietnika.
Pytanie jednak, czy dla kogoś, kto wywozi śmieci do lasu, oderwanie kodu kreskowego byłoby ciężkim problemem? Czy rozwiązanie to na pewno się sprawdzi? Czy Polacy nie znajdą innych rozwiązań, żeby nie płacić kar?
,,[Samorządy – red.] proszą nas o to, by wprowadzić takie rozwiązanie, które umożliwi zgodne z prawem wprowadzenie na przykład znakowania worków na śmieci za pomocą naklejek z kodem kreskowym. Kod byłby przypisany do poszczególnego mieszkańca.” – mówi Andrzej Brzózka z Ministerstwa Klimatu.
Jak czytamy na portalu money.pl, oprócz pomysłu z kodami kreskowymi rząd przygotował urealnienie stawek. Opłata maksymalna za 120-litrowy pojemnik lub worek odpadów, który jest odbierany z nieruchomości niezamieszkanych, według nowego przelicznika – mogłaby sięgać ponad 30 zł.
Jeśli chodzi o firmy, kwota za pojemnik nie większy niż 1100 litrów wynosiłaby ok. 300 zł. Obecnie jest to nieco ponad 58 zł. Żeby łatwiej było to sobie wyobrazić, więcej płacą osoby mieszkające w stolicy w przeciętnym bloku.
Co sądzicie o tych zmianach? Są potrzebne? Czy raczej lepiej pozostać przy tym, co jest?