Na pewno nikt nie wyobraża sobie pielęgniarki bez maseczki w czasach koronawirusa.
Rzeczywistość jednak tworzy historie, które zadziwiają i przerażają jednocześnie – przez to, że pewna pielęgniarka nosiła maseczkę, miała poważne kłopoty.
Na serwisie Daily Mirror możemy przeczytać o młodej pielęgniarce, która przeżyła coś strasznego, a to wszystko za sprawą maseczki ochronnej, która na ten moment wydaje się być oczywistością.
Niepokojące objawy
Olga Ovinnikova jest pielęgniarką w jednym ze szpitali w Rosji. Na co dzień miała do czynienia z osobami chorymi na koronawirusa, więc musiała nosić maseczkę przez cały swój dyżur. Któregoś razu poczuła, że coś niepokojącego dzieje się z jej twarzą.
Już w pierwszych godzinach dyżuru Olga odczuwała, że najprawdopodobniej to maseczka sprawia, że pojawia się nieprzyjemne pieczenie twarzy i ból. Nie mogła jej jednak zdjąć nawet na moment – musiała dostosować się do przepisów szpitala.
Wkrótce ból był już nie do wytrzymania i zmusił on pielęgniarkę, aby udać się do lekarza.
Karygodne postępowanie w szpitalu
Gdy Olga wróciła do domu po dyżurze, zdjęła maseczkę i nie mogła uwierzyć w to, co widzi – jej twarz była cała w ranach. Lekarz stwierdził poparzenie chemiczne II stopnia. Musiała zostać przyjęta na specjalny oddział w szpitalu w Moskwie.
Wszystko wskazywało na to, że maseczki były dezynfekowane silnymi środkami chemicznymi, ponieważ szpital nie miał ich wystarczająco. Nie był to pierwszy przypadek tego typu poparzenia. Pielęgniarka postanowiła opowiedzieć swoją historię w mediach i oskarżyć szpital o to, że nie dba on o zdrowie personelu.
W odpowiedzi dyrektor placówki, Emmanuil Zdanovsky, zaprzeczył temu, że maseczki są dezynfekowane wybielaczami.