W jednym z kościołów w ostatnim czasie odbyła się bardzo nietypowa ceremonia – pogrzeb 650 płodów. Długie rzędy trumien z płodami z aborcji i poronień pojawiły się w kościele i natychmiast wywołały prawdziwą burzę wśród parafian. Jak to możliwe, że udało się ich tyle zgromadzić w jednym miejscu? Czy to naprawdę, czy może to tylko inscenizacja?
Sobotnia msza w kościele w Gończycach w województwie mazowieckim bez wątpienia była zupełnie inna niż wszystkie, jakie miały miejsce do tej pory. Wszystko za sprawą pojawienia się kilkuset malutkich trumienek z pozostałościami tkanek z poronień lub aborcji.
Jan Spólny, proboszcz parafii w Gończycach zdecydował się na taki krok, twierdząc, że ma to wielkie znaczenie dla nienarodzonych dusz i kobiet, które nie urodziły dziecka.
„Zrodziła się potrzeba pogrzebania dzieci utraconych i bez wahania zgodziłem się, żeby odbyło się to u nas. Co roku jestem opiekunem pielgrzymek rodzin i wiem, jak jest ważna troska o nie. Wiem także, jak bardzo taki pogrzeb pomaga kobietom, które utraciły dziecko w wyniku poronienia albo aborcji.”
Pogrzeb 650 płodów
Ceremonia miała miejsce w sobotę rano. Na środku kościoła stanęły rzędy 400 małych trumienek. Ze względu na niewielkie rozmiary szczątek, w niektórych trumienkach było ich kilka – łącznie 650. Zwłoki z Warszawy i okolic umieszczono w trumienkach, a na nich położone zostały czerwone róże. Podczas ceremonii paliły się białe i czerwone znicze.
Gdy modlitwa dobiegła końca, parafianie wzięli po jednej trumnie i wyruszyli w drogę na cmentarz. Ze względu na pandemię koronawirusa mieli oni zachować odpowiedni dystans między sobą. Nie wiadomo, z których szpitali pochodzą szczątki.
Wszystko wskazuje na to, że ceremonia była manifestem wymierzonym w protesty, które odbywają się po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego.
To była tylko inscenizacja?
Gdy tylko w sieci pojawiły się zdjęcia z ceremonii, internauci zaczęli snuć różne teorie. Wielu ludzi stwierdziło, że to akcja symboliczno-propagandowa i trumny tak naprawdę były puste, biorąc pod uwagę fakt, że rocznie łącznie w Polsce wykonywanych jest około 1000 legalnych aborcji.
Fundacja Nowy Nazaret poinformowała, że organizacja pogrzebu to proces bardzo czasochłonny, w przypadku niektórych płodów trwał aż siedem lat. Maria Bienkiewicz z Fundacji Nowy Nazaret w rozmowie z „Gościem Niedzielnym” opowiadała, jak to wszystko wyglądało:
„Kiedy w prosektorium szykowaliśmy te dzieci do uroczystości pogrzebowej, każde z nich brałam na ręce, umyte owijałam w pieluszkę. Widziałam wśród nich wiele pięknych zdrowych dzieci, choć były oczywiście także chore, z widocznym rozszczepem kręgosłupa i innymi wadami. Były także dzieci z Zespołem Downa, w tym wiele rozczłonkowanych w wyniku aborcji. Na wielu maleńkich twarzyczkach widać było grymas ogromnego bólu.”
W pogrzebie brał udział również jeden z pracowników firmy pogrzebowej. Stwierdził on później:
„Choć widział niejednego trupa, nigdy jeszcze nie był tak wstrząśnięty.”