Pochodzący z Krakowa Jędrzej Majka to znany podróżnik, który w ostatnim czasie zachorował na koronawirusa. Po tym, jak zdołał się wyleczyć, opublikował w sieci post, który wstrząsnął internautami. Ukazuje w nim smutną prawdę na temat tego, z czym mamy do czynienia, a co teraz objawia się z podwójną siłą – ,,kraina kłamstwa i obłudy”.
Mężczyzna opublikował na Facebooku swoje przemyślenia i doświadczenia związane z chorobą, a przed wszystkim z opieką medyczną w czasie choroby.
Przebywał w szpitalu i wie doskonale, jak sytuacja wygląda. Wiedzieliśmy, że nie można powiedzieć, że jest kolorowo, ale czegoś takiego się nie spodziewaliśmy.
Polak, który pokonał koronawirusa
,,Ozdrowieniec. Tak od dziś mogę o sobie mówić. Ja zawsze miałem dużo szczęścia i spotkałem dobrych ludzi na drodze. Po czterech tygodniach w szpitalu, gdzie mnie naprawiano, wygląda na to, że pokonałem COVID-19. Choć dwa testy ujemne pozwalają mi dziś opuścić szpitalne łóżko, to trochę szkód koronawirus pozostawił” – możemy przeczytać w poście.
Mężczyzna nie ma pojęcia, od kogo mógł się zarazić. Twierdzi, że przebywał w domu od 10 dni i nagle jego stan zaczął się pogarszać – miał gorączkę i postanowił, że nie ma co czekać z wzywaniem pomocy.
,,W takich sytuacjach człowiek doświadcza, w jakim kraju żyje. Do tej pory minister zdrowia z podkrążonymi oczkami wzbudzał mój podziw i szacunek. Kiedy zachorowałem, zrozumiałem, co to za kraina kłamstwa i obłudy. Telefon do NFZ – kpina. Sanepid, z którym połączenie się należy zaliczyć do cudu, odmówił zrobienia testu na koronawirusa” – pisze mężczyzna.
Czas oczekiwania na test
,,Kiedy w nocy zadzwoniłem na pogotowanie, informując, że już dłużej nie wytrzymam z tak wysoką gorączką i duszącym kaszlem, odmówiono wysłania karetki, bo stanowiłem zagrożenie. Moja lekarka rodzinna (jej przede wszystkim zawdzięczam, że żyję), lecząc mnie przez telefon, od początku podejrzewała z jakim wirusem mamy do czynienia. Przez kolejne dni usiłowała załatwić wykonanie testów – bezskutecznie” – zwierza się.
W końcu mężczyzna trafił do szpitala w Krakowie, w którym udało się wykonać test – wynik był pozytywny, dlatego musiał pozostać w placówce. Na szczęście był to szpital, w którym lekarze robili wszystko, co w ich mocy, by go uratować.
,,W życiu wszystko jest po coś. Przyjmuję zatem i tę lekcję. Mam poczucie drugiego życia, więc będę z niego korzystać jeszcze bardziej. A że jestem teraz posiadaczem cennego osacza, będę się nim dzielić. Do zobaczenia na lotniskach i dworcach, w bibliotekach i na uniwersytetach, zapewne w nieco „innym” już świecie. Oby lepszym” – podsumowuje.
Podziel się tą inspirującą historią ze znajomymi!