Pracownicy pogotowia z Łodzi podzielili się w mediach społecznościowych oburzającym listem od jednego z mieszkańców. Aż ciężko uwierzyć, jak brzmi jego treść. Niewiarygodne, że takie rzeczy dzieją się naprawdę.
Ratownicy medyczni nie mają łatwej pracy. Powinniśmy być im wdzięczni za to, co robią. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy są tego zdania. Obelgi skierowane pod ich adresem sprawiają, że włos się jeży na głowie.
Szokujący list
Kiedy łódzcy ratownicy przyjechali na ul. Wschodnią, by ratować życie starszej kobiety, nie mieli pojęcia, że zastaną coś takiego. Zaparkowali karetkę przed wejściem do bloku i rzucili się na pomoc. Przy karetce ktoś zostawił im list, który później opublikowano na stronie Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi.
„Jeśli widzicie ambulans pozostawiony na włączonych sygnałach świetlnych oznacza to, że nasz zespół ratuje życie. Są to zwykle wizyty, podczas których prowadzimy resuscytację krążeniowo-odechową. Wezwania do osób z zawałem mięśnia sercowego, czy udarem mózgu. W tych przypadkach liczy się czas…” – czytamy w poście.
Jeden z mieszkańców zostawił im list o poniższej treści:
„Naucz się k…o parkować Bo to że masz koguty włączone to nie znaczy że możesz parkować gdzie popadnie!!! Szmato!! Nie utrudniaj innym wjazdu i wyjazdu!!!” (pisownia oryginalna).
Nie jest to jednorazowa sytuacja. W łódzkiej „Gazecie Wyborczej” możemy przeczytać, że parę razy w miesiącu pojawiają się przypadki fizycznej przemocy wobec lekarzy i pracowników, którzy jeżdżą karetkami.
„Nie przyjeżdżamy do osoby, która nas wezwała w odwiedziny czy na kawę tylko ratować życie. Często spotykamy się z agresją słowną czy wręcz przemocą. Ludzie, którzy wezwali karetkę myślą, że mogą wszystko włącznie z obrażaniem i biciem. Kilka lat temu w Katowicach zdarzyło się, że człowiek – bokser czy zawodnik MMA” – znokautował ratownika, który ratował życie dziecka
Według niektórych osób, to właśnie ratownicy „rozsiewają zarazę”. Brak słów…