Program „Usterka” cieszył się dużą popularnością wśród widzów telewizyjnych, jednak z biegiem czasu coraz mniej osób korzysta z tradycyjnego odbioru telewizyjnego. Dlatego sprawdzanie „majstrów” postanowiono przenieść do internetu. Dymitr Błaszczyk, autor kanału „Sprawdzam Jak”, postanowił przetestować ekspertów od naprawy zmywarek.
Fachowcy z OLX
Zdaniem Dymitra, najczęstsze zarzuty wobec „majstrów” to wydłużanie czasu pracy oraz brak umiejętności odnajdywania przyczyny problemu. Razem ze swoim partnerem filmowym, Łukaszem, „zepsuli” zmywarkę i zdecydowali się na zamówienie dwóch ekspertów, aby naprawili „usterkę”. Tak naprawdę w zmywarce nic nie było zepsute, był jedynie wypięty kabel od przepływomierza, co mógł wskazywać znany w sieci błąd E02, który wyświetlał się na sprzęcie. Czy serwisantom uda się rozwiązać ten problem?
Kamery, które rejestrowały pracę fachowców, były ukryte w dwóch miejscach – na ścianie przedpokoju oraz w paczce kawy na półce kuchennej.
Pierwszy z ekspertów oświadczył, że na diagnostykę i naprawę potrzebuje maksymalnie 45 minut. Sama diagnostyka miała kosztować 120 złotych. Na początku serwisant po szybkich oględzinach stwierdził, że jest do roboty instalacja i zapewnił, że zmywarka będzie działać po szybkiej naprawie. „350 złotych będzie zrobione na miejscu”. Właściciel się zgodził.
Jak się okazało po naprawie, błąd nadal wyskakiwał. Wtedy specjalista stwierdził, że to może być elektrozawór „to już się Panu nie opłaci, bo nowy elektrozawór to dodatkowe 370zł.” Właściciel zmywarki zdecydował się zrezygnować z naprawy, płacąc jedynie za diagnostykę. Co najbardziej skandaliczne, youtuberzy zauważyli, że ekspert poprzecinał specjalnie kable.
Drugi „majster” szybko stwierdził, że problem nie leży w elektryce. „Ten gość jest zdecydowanie bardziej ogarnięty. On chce to naprawić” – stwierdził Dymitr.
I rzeczywiście, kiedy drugi majster zorientował się, gdzie leży problem, był zaskoczony, jak proste i niewymagające było jego rozwiązanie. Za naprawę wtyczki od pływomierza pobrał 150 złotych, a za dojazd 60 złotych.
„Pierwszy serwisant kompletnie inaczej podszedł do sprawy. Mam wrażenie, że przyszedł szybko zarobić i żeby się nie narobić. Natomiast drugi pan był nad wyraz profesjonalny i jego metodologia była skuteczna. Wszedł tam, gdzie był problem. To pokazuje, że trzeba sprawdzać, gdzie się dzwoni – podsumował Dymitr.”