Życie

Mama podczas USG myślała, że jej dziecko puszcza bańki. Jednak prawda okazała się okrutna

Podczas rutynowego badania USG Tammy Gonzalez z Miami na Florydzie zauważyła, że jej dziecko wydmuchiwało z ust coś, co wyglądało, jak olbrzymia bańka. Niewiele myśląc zapytała lekarza, czy jest to powód do zmartwień.

„To jest we mnie czy na dziecku?” – zapytała lekarza. Podczas dalszych badań, lekarze zdali sobie sprawę, że ta bańka była czymś więcej niż tylko nieszkodliwym małym punktem na ekranie. Okazało się, że jest to potworniak, który jest niezwykle rzadki i zazwyczaj śmiertelny, a dotyczy w przybliżeniu 1 na 100 000 urodzeń. Ten potworniak rósł na ustach dziecka. Lekarze podobno zalecali jej przerwanie ciąży ze względu na wysoką możliwość poronienia.

Gonzalez jednak odmówiła usunięcia ciąży, wierząc, że istnieje sposób na usunięcie guza. Lekarze ostrzegali ją, że guz może tylko pogorszyć wszystko jeśli będzie kontynuowała ciąże, ale podobno powiedziała im, że ją to nie obchodzi.

„Powiedziano mi, że ten rodzaj nowotworu może rosnąć bardzo szybko” – wyznała Gonzalez dla ABC News. „Powiedziałam im, że na pewno istnieje sposób, żeby temu zaradzić.”

Po wielu konsultacjach i badaniach, kobieta natknęła się na procedurę zwaną operacją endoskopową. Taka operacja nie odbyła się jeszcze nigdy w takich okolicznościach, ale kobieta nalegała, aby lekarze wypróbowali ją na niej ten pierwszy raz, by ocalić swoje dziecko.
Gdy lekarze ostatecznie się zgodzili i przyznali, że może się to udać, Gonzalez w ogóle nie myślała o swoim własnym bezpieczeństwie, od razu zaczęła planować całą procedurę.

Dr Ruben Quintero, dyrektor Płodowego Centrum Terapeutycznego w Szpitalu Jackson Memorial w Miami, wykonał zabieg po raz pierwszy. Włożył maleńką kamerę wraz z narzędziami chirurgicznymi przez ćwierć cala nacięcia w brzuchu Gonzalez do worka owodniowego, gdy ona cały czas czuwała.

„Nie mogłam wyczuć nacięcia z powodu miejscowego znieczulenia, ale czułam, że rurka wchodzi do worka”. – powiedziała. „Czułam, jakby ktoś przebił balon.”

Kamera pozwoliła dr Quintero zobaczyć guz w przybliżeniu i oszacować ryzyko jego wycięcia.

„To był decydujący moment.” – powiedział dr Quintero. „Poszliśmy do przodu i odcięliśmy trzon, to wystarczyło by wydostać guza na zewnątrz.”

Gonalez powiedziała, że bardzo jej ulżyło, kiedy zobaczyła na USG, jak guz oddala się od twarzy jej dziecka „Czułam się, jakby ktoś ważący 500 ton nagle się ze mnie podniósł.”
Ulga tej ryzykownej procedury, która faktycznie uratowała jej dziecko musiała być niewyobrażalna.

Guz był zbyt duży, by usunąć go poprzez worek owodniowy komórki, ale nie był już szkodliwy dla matki i dziecka. Pozostawiono go więc w łonie matki aż do porodu, który nastąpił cztery miesiące później.
Gdy został usunięty w czasie porodu, był znacznie mniejszy niż na początkowym USG.

„Z nią jest jak najbardziej wszystko w porządku.” – powiedziała Gonzalez o swojej córce Leynie. „Ma jedynie niewielką bliznę na ustach. Ale mówi, pije. Jest moim małym cudem.”

To naprawdę niesamowita historia, jest ona doskonałym przykładem instynktu macierzyńskiego. Nawet wtedy, gdy wszystko wydawało się stracone, ta matka zrobiła coś niezwykłego. Nawet gdy jej życiu groziło niebezpieczeństwo, walczyła o ocalenie swojego ukochanego dziecka.

Źródło:tiphero