Największym marzeniem niektórych par jest posiadanie własnego dziecka i szczęśliwa rodzina, która wspiera się każdego dnia. W życiu jednak nie wszystko idzie po naszej myśli, a to, co mamy w głowie niejednokrotnie mija się z rzeczywistością. Pojawiają się rozmaite przeszkody, niekiedy niemal niemożliwe do pokonania.
Przekonali się o tym na własnej skórze Aulgerowie z Teksasu. W 2012 roku na świat przyszła ich upragniona córka, Savannah, jednak radość szybko zamieniła się w prawdziwą rozpacz i dramat.
Wiadomość, która zniszczyła wszystko
Diane i Mark przed pojawieniem się piątego dziecka dowiedzieli się czegoś, co złamało im serce. Choć początkowo Mark usłyszał radosną nowinę od lekarza o tym, że pokonał raka, to później wyszło na jaw, że chemioterapia doprowadziła u niego do zwłóknienia płuc.
„Myśleliśmy, że możemy go poddać leczeniu sterydami i tlenem, dzięki czemu będzie cieszył się życiem jeszcze przed długie lata” – tłumaczyła Diane w ABC News.
Miesiąc przed przyjściem na świat córeczki, 52-latek usłyszał, że prawdopodobnie będzie żyć jeszcze tylko tydzień. Diane podjęła ważną decyzję. Uznała, że wywoła poród dwa tygodnie wcześniej, aby jej ukochany przed śmiercią spotkał się ze swoją córeczką.
Upragnione spotkanie
Savannah urodziła się 18 stycznia. Mark cały czas przyglądał się porodowi, leżąc obok w masce tlenowej. Spotkał się ze swoją córeczką na 45 minut. Zrobiono wtedy pamiątkowe zdjęcie, które wyciska łzy z oczu.
Następnego dnia Mark zapadł w śpiączkę, jak podaje ABC News. Pięć dni później zmarł.
„Dzieci zachowują się, jakby ich tata wciąż był z nimi” – przyznała Diane w ABC News. – „Mark był bardzo zabawnym facetem. Moje dzieci wciąż opowiadają sobie dowcipy, jak robiły to wtedy, kiedy żył ich tata. Dla Savannah też byłby wspaniałym ojcem.”
Obok tej historii prawdziwej miłości nie da się przejść obojętnie. Mark na zawsze pozostanie w pamięci swoich bliskich…