Czy uczniowie mogą już spokojnie wracać do szkół? Wirusolog profesor Krzysztof Simon wyraził swoje zdanie na ten temat. Według niego takie plany póki co nie mają racji bytu. COVID-19 będzie bardzo łatwo się rozprzestrzeniał – najpierw dziecko zarazi się w szkole, później przeniesie go na rodziców i dziadków.
Dotychczasowe przypuszczenia tego wirusologa znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości, kiedy we Francji otwarto szkoły i zanotowano 70 nowych zakażeń.
Otwarcie szkół – za wcześnie?
25. maja mają zostać otwarte szkoły w Polsce. Na początku wrócą do niej tylko uczniowie klas 1-3, a maturzyści będą mogli konsultować się z nauczycielami na terenie szkoły.
Tymczasem we Francji szkoły zostały już otwarte i niestety nie obyło się bez wzrostu zakażeń – przybyło ich aż 70, a do szkół zdecydowało się wrócić zaledwie 1/3 osób. Jest to jasny znak dla innych państw, że być może na razie jest za wcześnie na takie kroki mimo wymogów bezpieczeństwa.
Francuski minister edukacji Jean-Michel Blanquer w rozmowie z radiem RTL przyznał szczerze, że decyzja o otwarciu szkół była podjęta zbyt szybko i przyczyniła się do wzrostu zakażeń.
Wirusolog profesor Krzysztof Simon w rozmowie z fakt.pl wyjaśnił, dlaczego do końca tego roku szkolnego nie zdecydowałby się na puszczenie dziecka do szkoły.
,,Będą wymieniać wirus między sobą, a potem przenosić na rodziców i dziadków” – tłumaczy.
Dziecko – już w szkole czy jeszcze w domu?
Wielu rodziców nie odważyłoby się na puszczenie dzieci do szkoły, mając na względzie to, co działo się w ostatnich miesiącach. Są jednak tacy, którym ułatwiłoby to pójście do pracy.
Ciężko wyobrazić sobie, jak miałby wyglądać powrót do szkół z zachowaniem odległości i częstym myciem rąk, a także dezynfekcją. Według wirusologa podobnie jest z restauracjami – otworzono jest zbyt wcześnie, dlatego póki co chyba warto, aby dziecko zostało jeszcze jakiś czas w domu.
To, o czym powiedział wirusolog, może mieć miejsce w Polsce, dlatego trzeba mieć się na baczności i nie ryzykować.