Poziom życia się podnosi, mamy dostęp do nowych technologii, w teorii żyje nam się lepiej. Jednak nie wszyscy tak czują.
Dziś nie ma gotowych recept, każdy ma swoją drogę, inne warunki, inny start, szanse, osobowość i wykształcenie.
W Polsce panuje bardzo silny mit, że to ile i jak ciężko pracujesz przekłada się bezpośrednio na to ile zarabiasz.
Niestety realia wyglądają nieco inaczej…
Rozżalony 42-letni Michał tak zaczął list do redakcji Gazeta.pl:
„Gdy słyszę jak mówią, że do sukcesu człowiekowi potrzebne są dobre studia, praca oraz rodzina, to zastanawiam się, co oni wiedzą tak naprawdę o życiu. Wychowałem się w normalnej rodzinie, ojciec był inżynierem, matka pracowała w administracji. Żadna patologia, zero alkoholizmu, czy bijatyk. Rodzice żyli na całkiem niezłym poziomie, spokojnie mogłem się uczyć i pójść na studia. Też wybrałem Politechnikę. Skończyłem studia, zacząłem pracę na jednym z obiektów we Wrocławiu jako technik. Poznałem ukochaną, ślub, dwoje dzieci, kredyt na mieszkanie w bloku.”
„Niby wszystko dobrze, ale ledwo wiążemy koniec z końcem. Żona pracuje dorywczo, bo dzieci często chorują, więc częściej siedzą w domu, niż w przedszkolu. Nie mamy w pobliżu rodziców, którzy mogliby się nimi zająć. Ja zarabiam 4,5 tys. na rękę, po sześciu latach pracy nie jest może najgorzej, ale i nie ma szaleństw, jak się spłaca kredyt i utrzymuje 4 osoby, w tym dwójkę chorowitych dzieci. Z ogromnym niepokojem obserwuję, że coraz częściej zdarzają się miesiące, gdy przez ostatni tydzień jemy tylko makaron i skromne zupy, bo na nic więcej nie starcza. Sezonowa zmiana obuwia czy ubrań dzieci to czarna chwila dla naszego budżetu.”
Życie jest brutalne
„Życie niestety każdemu układa się inaczej i nie wystarczy jedynie dopasować się do schematów. Zdrowie, pomysł, perspektywy, umiejętności, zainteresowania, determinacja i znajomości – czynniki, od których zależy sukces, można wymieniać w nieskończoność.
Niestety jesteśmy „zbyt bogaci”, by ubiegać się o jakąkolwiek pomoc, ale zbyt biedni, by nie musieć zamartwiać się każdego dnia, czy w tym miesiącu uda nam się zapłacić wszystkie rachunki. Niezależnie jak ciężko pracuję, jestem bliski katastrofy finansowej. Kalendarz i ołówek – to dwa najbardziej znienawidzone przedmioty w moim życiu. Gdy zamykam oczy, widzę swoją żonę, która z poszarzałą twarzą podlicza kolejne słupki z wydatkami. Przekładanie, który rachunek pilniejszy, gdzie zalegamy z płatnościami dłużej, komu dać, chociaż część kasy, by dali nam trochę więcej czasu.”
A życie mija
Młody człowiek szybko orientuje się, że nie da się połączyć obrazka szczęśliwej dostatnio żyjącej rodziny, w ładnym domu, czy mieszkaniu, wakacjami, pasjami i mającej dla siebie czas, jedzącej wspólne posiłki cieszącej się spokojem i prostymi radościami.
Rodzice albo znikają z życia dzieci na długie godziny także w weekendy, by zapewnić im lepszy byt, albo żyją we frustracji, że na nic ich nie stać, a ich dzieci nie mają tego co inne.
Człowiek, który zarabia 4500 zł na miesiąc pozornie nie powinien narzekać, ale jeśli wystarcza mu tylko na rachunki i jedzenie, mimo, że 3/4 dnia spędza w pracy to czy ma powód do radości?
„Wiem, że są ludzie biedniejsi ode mnie, ale im nie współczuję. Oni łapią się na wszelkie zasiłki i zapomogi. Ich dzieci dostają dofinansowanie obiadów w szkole, 500 plus na każde dziecko, bony na ubrania i żywność. Czemu im, ludziom, którzy często nie pracują, nie starają się, nie martwią, państwo pomaga, a mi nie? Czemu ja ze wszystkim muszę sobie radzić sam? Mam rzucić pracę, by otrzymać pomoc?”
Rozczarowanie
„Takich ludzi jak ja nazywa się dziś „pracujący biedni”. Balansujemy na krawędzi ubóstwa, starając się radzić sobie samodzielnie. Walczymy z wiatrakami, bo ciągłe podwyżki coraz bardziej spychają nas niżej i niżej. To całkowicie niesprawiedliwa i beznadziejna sytuacja. Okropne doświadczenie. Najgorsze jest to, że my „pracujący biedni”, jesteśmy niewidzialni dla państwa i statystyk. Dostrzeżcie nas w końcu!”
„Biedni pracujący” to zdecydowana większość polskiego społeczeństwa. Praca tylko po to by żyć. Żyć bez radości, perspektyw na znaczącą zmianę, bez smaku szaleństwa, beztroskich wakacji bez liczenia się z każdą złotówką, bez jadania na mieście, bez chodzenia do kina, teatru, kupowania nowych ubrań, spełniania marzeń, uszczęśliwiania najbliższych…